Zielone Świątki. Pojechałem z dziewczyną do Polski. Ona w Polsce jeszcze nigdy nie była, pewnie nie wie czego oczekiwać, nie zna też mojej polskiej rodziny u której będziemy spali. Ale oboje jesteśmy pełni entuzjazmu, chociaż po pierwsze 50 km na polskich ulicach byliśmy blisko przed traumę potrząśnięcia. Na polskich kierowców ciężarówek, które nas mijały, te przedwojenne ulice widocznie nie wywierali jakiegokolwiek wrażenia. Po dłuższej podróży niż planowano dojechaliśmy na miejsce i zaraz po dowiedzeniu się, że Polska zdobyła 8 miejsce w Eurovision Song Contest —a Niemcy…ach ci Niemcy…ostatnie — poszliśmy spać.
Byliśmy w Częstochowie, oczywiście też na Jasnej Górze — imponujące. Byliśmy też na mieście — mniej imponujące. Chociaż strefa ruchu pieszego jest nowo zrobiona i naprawdę ładnie wygląda, brakuje ludzi. Pewnie pracowali jeszcze w wczesne popołudnie, w takich momentach muszę zawsze o tym pomyśleć, co moja (polska) ciocia o swoim mieście kiedyś powiedziała: „Jak o 17.00 zamykają sklepy to na cmentarzu jest więcej ludzi niż na mieście. A przez dzień to tylko babcie wędrują z swoich codziennych trójkątach — kościół (do tego należy cmentarz) , apteka (apteki są wszędzie) i sklep rzeźniczy.”
Byliśmy też jeden dzień we Wrocławiu. Europejska stolica kultury tego roku. Dużo niemieckich turystów, cyganie na targu, którzy bezczelnie podchodzą do stołów stojących na zewnątrz i wciskają ci swoje róże pod nos, i bardzo dużo wycieczek szkolnych. Dużo też pustych budynków, które szło by wyremontować i wynajmować. Ale wydaje mi się, że nie ma na to pieniędzy a prywatnie może się nie opłaca.
Dlaczego ja piszę tylko to tych negatywnych rzeczach — ulice, puste miasta, biedne miasta, i mógłbym jeszcze więcej wyliczyć — chociaż mój pobyt w Polsce był jak najbardziej udany. Może dlatego, że byłem z Niemką i się za to wstydziłem i chciałem się za te warunki życia usprawiedliwić. Chyba nie. Wydaje mi się natomiast, że jestem starszy i bardziej doświadczony i w związku z tym zdolny do refleksji.