Wizyta w Polskiej Misji Katolickiej w Hamburgu

Najciekawsza informacja, którą zabrałem z naszej wizyty w Polskiej Misji Katolickiej to pochodzenie nazwy „Große Freiheit”. Odnosi się ta nazwa ulicy do dawnych czasów, kiedy właśnie na tej ulicy istniała wielka religijna wolność: chrześcijańskie kościoły stały obok muzułmańskich meczetów i żydowskich synagog. Dzisiaj turyści ale pewnie też wielkość mieszkańców historii tej nie znają. Dzisiaj natomiast już nie istnieje taka wolności na tej słynnej ulicy, która co weekend jest celem kilka tysięcy miłośników głośnej muzyki, taniego alkoholu i … no, wiemy o co chodzi. Z innej strony może to też być najliberalniejsza ulica w ogóle: jeżeli masz pieniądze stoją ci wszystkie drzwi szeroko otwarte. Chodzi tutaj o drzwi do clubów. I jak się nie boisz obudzić się nie tylko z wielkim kacem ale też z pustym portfelem w łóżku osoby od której nie pamiętasz imienia, to ta noc należy tobie. A jakbyś rzeczywiście poczuł się grzeszny — kościół św. Józefa znajdziesz zaraz przed ulubionym clubem.

Chciałbym wrócić do naszej wizyty w Polskiej Misji. Muszę przyznać, że była udana. Kościół był mały ale nowo wyremontowany i ładnie ustrojony. Trzeba na tym miejscu może przypomnieć, że kościół ten, chociaż często jest tak wołany, tak naprawdę nie jest polskim kościołem tylko zostaje jako taki używany, kiedy niemiecka parafia z niego nie korzysta. Ksiądz, który nas prowadził przez historię kościoła i Polskiej Misji w Hamburgu, wcale na księdza nie wyglądał. Pewnie dlatego bo wyobrażałem sobie „polskiego” księdza, cokolwiek to też znaczy. Był on dość atrakcyjny, w swoim czarnym garniturze, z ostrym spojrzeniem i przez lata trenowaną, pewną samą siebie retoryką. Szukałem na jego palcu pierścionka, kiedy mi się przypomniało, że to palec katolickiego księdza. Szkoda właściwie. Ale takie jest życie. Nie zawsze dostaniesz, czego oczekujesz.