Wystawa „Exil” w Museum für Völkerkunde w Hamburgu

W tym tygodniu byliśmy w muzeum na wystawie „Exil”. Wielka sala gdzie na białych ścianach wisiały wielkie zdjęcia różnych migrantów żyjących w Niemczech obok tak samo wielkich zdjęć pięknych krajobrazów. Sportretowani byli przede wszystkim artyści. A gdzie „normalni”, przeciętni migranci, którzy nie grają na fortepianie, nie malują obrazów, nie piszą krytycznie przeciw rządowi. Ci migranci odbijają się w szklanych ramach zdjęci. Nie tak bardzo dlatego, że wszyscy w naszym seminarium są w mniejszym czy większym sensie migrantami w klasycznym znaczeniu słowa. Ale dlatego, że wizyta w muzeum jest doskonałym przekładem migracji codziennej, o której pisałem w zeszłym tygodniu.

Każdy z nas zna kogoś, kto żyje w Niemczech i kto nie tylko przezywa na Niemców ale chwali a może nawet czci swoją opuszczoną ojczyznę. Niemcy są tacy hiperpoprawni, biurokratyczni, niesympatyczni. Niesympatyczni…Dwa lata temu spędziłem kilka miesięcy w Warszawie. Czy na ulicy, czy w autobusie, metrze, parku czy sklepie, wszędzie można było ich spotkać: Ludzie, którzy klną w każdym zdaniu po pięć razy. Na początek bawiło mnie to w pewnym sensie ale już po ku*** kilku dniach  myślałem, że ku*** nie umieją oni ku*** normalnie kur*** gadać bez używanie tego pie********ego słowa w każdym ku*** zdaniu? Moja sympatia do tych ludzi była, jak by to określić, ambiwalentna. Poczucie sympatii jest tak jak wszystko inne kwestią kultury. Poza tym, mówienie, że w Niemczech wszystko jest złe służy do gloryfikacji opuszczonego kraju. Ci właśnie ludzie, którzy gloryfikują swój kraj są ostatnimi którzy by do niego wrócili. Skarżyć się każdy umie, a Polacy najlepiej. Gloryfikacja i miłość niestety nie starczą, potrzebna jest przede wszystkim odwaga. Odwaga do opuszczenia przyjaciół, pracy, swojego znanego otoczenia i często też swojej rodziny. Ale brak odwagi to nie jedyny powód. Łatwo byłoby znaleźć w Polsce pracę i nowych przyjaciół, szczególnie kiedy zna się język. Moim zdaniem mamy tutaj do czynienia z czystą formą hipokryzji. Nie chcę, żeby czytelnik pomylił tą hipokryzję z poczuciem nostalgii. Ja również myślę czasami o Polsce i tęsknię za nią, ale nie przezywam na Niemcy i nie pakuję natychmiast walizek w celu opuszczenia kraju na zawsze. Tylko jadę na urlop i po dwóch tygodniach jestem szczęśliwy być z powrotem.